Ryszard Krupiński

Wywiad z Wirtualną Polską (wp.pl), który nie przeszedł cenzury



Wywiad przeprowadzony został przez portal Wirtualna Polska (wp.pl), jednak nie zdecydowali się na opublikowanie wywiadu, gdyż za dużo jest Boga w mojej wypowiedzi, a na kompromis, czyli wyrzucenie z treści aspektów mojej wiary się nie zgodziłem. Nazwiska dziennikarza nie podaję, ale tą osobę bardzo sobie cenię, bo miała dobrą wolę.


-----------------------------------------------------------


Tytuł: 

Czy można żyć bez pieniędzy? Ryszard Krupiński spod Konina tak właśnie egzystuje i nazywa siebie pustelnikiem.


Lead: 

Kiedyś sprawny przedsiębiorca i początkujący polityk, dziś „pustelnik” żyjący bez pieniędzy. 

Jestem szczęśliwszy, moje życie jest pełniejsze i głębsze - zapewnia Ryszard Krupiński, który od ponad dwóch lat nie dotknął, nie zarobił i nie wydał ani jednego grosza.



Jak długo żyjesz bez pieniędzy?


Od 17 czerwca 2016, czyli obecnie biegnie drugi miesiąc trzeciego roku, W tym czasie nie zarobiłem nic w pieniądzu, nie wydałem, nawet nie dotknąłem go w żadnej postaci. Dawniej prowadziłem kilka różnych firm, coś więcej niż stoisko bazarowe, i trochę forsy przeleciało przez konta bankowe. Pieniądze były dla mnie dawniej ważne i uganiałem się za nimi, chociaż swoją etykę też miałem – nie oszukać finansowo ani klienta ani pracownika.


No dobrze, ale mieszkasz w domu z działką. Masz prąd i wodę, korzystasz z Internetu, z komórki. Jak Ci się to udaje?


Teraz wszystko jest proste, już całkiem nieźle zorganizowane, to praktycznie nowy styl życia. Jednak na początku, przy rozpoznaniu woli Bożej dla mnie, był najpierw potężny lęk do pokonania. Pamiętam, że zgodziłem się na wszelkie trudy, nawet poniżenia, wiedząc, że za tym stoi Najwyższy i Jego plan. W duchu miałem pewność, ale mimo to poddałem się jeszcze dość drobiazgowej weryfikacji psychologicznej i teologicznej – błędu nie znaleziono. Zgodziłem się, ze nie będę miał prądu, że będę ganiał po lasach i szukał pożywienia, że odrzucą mnie wszyscy znajomi, że będę dziwakiem. Nic takiego w tej mojej historii nie miało miejsca.


Życie bez pieniędzy nie oznacza życia bez pracy. Kocham pracę i lubię coś robić, więc jeśli jestem tylko komuś w czymś przydatny, to pomagam, czy to fizycznie, czy intelektualnie, czy jakąś formą wsparcia psychologicznego. Jestem wykształcony dość solidnie (kilka kierunków akademickich) i to teraz się przydaje, od uczenia angielskiego po doradztwo zawodowe / biznesowe, od rąbania drewna po opiekę nad chorym. Tak mniej więcej co czwarty dzień komuś w czymś pomagam. A ten ktoś, jeśli tego chce to jakoś się odwzajemnia, jednak sam nalegam, żeby nie przesadzał i moje usługi wyceniał nisko, poniżej ceny rynku, zresztą moje potrzeby też są niewielkie. Tak więc mam co jeść (nawet zapas na kilka miesięcy), mam zapłacone rachunki za media, jeżdżę samochodem (tu jednak było kilka miesięcy przestoju), czasem są wyjazdy gdzieś w Polskę.


Dom i działka są moje, choć liczę się z tym, że kiedyś w przyszłości mogę to stracić. Kupując ten dom 11 lat temu oczywiście nie wiedziałem, że to będzie pustelnia „Woli Bożej”, ale nawet fizycznie jestem oddzielony od sąsiadów, i z przodu i z tyłu, o kilkadziesiąt metrów, a sam dom jest obecnie otoczony drzewami – tak urosły. To taka symboliczna pustynia-oaza.


Czyli to faktycznie bardzo symboliczna pustynia. Nie da się jednak ukryć, że wieść codzienne życie bez kasy wydaje się niemożliwe. Tobie to się udaje…


Jak widać, tak (śmiech). Ale trzeba pamiętać, że to zamysł Boży. A jeśli Bóg Ojciec to zaproponował, to i On sam reżyseruje okoliczności, abym mógł dobrze i zdrowo funkcjonować. Ma On na pewno w tym jakiś ukryty zamiar, lecz odsłania mi to stopniowo. W Piśmie Świętym jest mnóstwo fragmentów, które to potwierdzają – wystarczy wziąć obietnicę dla siebie i zaufać. Proponuję zerknąć choćby do (Mt 6, 31-34), (Iz 55, 1), (1 P 5, 7) czy (Hbr 10, 38). Jak wspomniałem, wystarczy uwierzyć Bogu i zaufać, choć wiem, że współczesne społeczeństwo tego nie potrafi.


Bóg czuwa nade mną i zawsze znajduje sposób, aby mi pomóc, od sytuacji zwykłych po nieprawdopodobne. Nie doświadczam poważniejszych trudności, a te które się pojawiają, rozwijają mnie. Jeśli będzie trzeba, jestem gotów zdjąć koronę z głowy i poprosić o pomoc, choć takich sytuacji jeszcze nie było. W zupełności wystarcza, gdy zaoferuję własną pracę i usługę w zamian za potrzebne mi wsparcie. Co ważne – nie wyłudzam, nie manipuluję, nie korzystam ze środków i form opieki społecznej. Nawet nie zarejestrowałem się jako bezrobotny, ponieważ w moim formacie życia nie jestem gotowy na podjęcie pracy na umowę o pracę, która wyrażona jest w pieniądzu. Nie mogę zatem się rejestrować jako bezrobotny, bo to byłoby z mojej strony wewnętrzne kłamstwo i próba wyłudzenia ubezpieczenia zdrowotnego.


Oczywiście, codzienne życie nie zawsze jest komfortowe, a przede wszystkim jest czymś innym niż „życie na życzenie”. Zimą czasem jest mi chłodno, bo dogrzewam minimalnie. Zimą 2015/2016 w ogóle nie grzałem, choć jeszcze wtedy używałem pieniędzy, a nawet miałem sporo opału, ale mając doświadczenia morsowania, chciałem więcej hardcoru. Bardzo rzadko, ale zdarza się, że nie mam paliwa w aucie, więc ujeżdżam rower lub idę gdzieś pieszo.


Sam okrzyknąłeś się pustelnikiem spod Konina, czy zrobili to inni?


Pani redaktor, mamy pierwszy problem. Na to pytanie mógłbym przez 2 dni odpowiadać, ale rozumiem, że czytelnik nie ma takiej kondycji. Zatem telegraficzny skrót.


15 lat życia w twardym agnostycyzmie - zero Kościoła, tylko jedna msza w roku – sylwestrowa, taka moja osobista tradycja. Życie było całkiem przyjemne i nieźle się układało, choć wolny od problemów nie byłem. Już w 2013 jednak, gdy patrzę z perspektywy, moja ścieżka się zawężała. Cały rok 2014, a szczególnie styczeń 2015 to czas powalenia mojego ego w kategoriach psychologicznych, ekonomicznych i społecznych, aż do kryzysu progowego, niżej jest już tylko obłęd, samobójstwo lub emocjonalny zombie. Napisałem kilka książek o tematyce psychologicznej, więc wiem o czym mówię.

Przełomem był 2 luty 2015, gdy doświadczyłem apogeum nawrócenia – samo to przeżycie trwało może 2 minuty, ale było mega potężne. To takie duchowe widzenie wewnętrzne, które ma moc zmiany wszystkiego. Choć już 2 tygodnie wcześniej miałem głosy wewnętrzne i zacząłem szukać opieki Kościoła, to jednak 2 luty – „wyjście z Egiptu” oraz „wejście Boga do mojego domu” były tą kropka nad i. Już 4 miesiące później żyłem na ślubach prywatnych – czystości, ubóstwa i posłuszeństwa – składane Bogu w obecności kierownika duchowego.


Później był etap głębokiego oczyszczenia woli. Pamiętam swój stan, że nic, kompletnie nic, nie chciałem robić już z własnej woli. Chciałem tylko Boga i Jego woli dla siebie. W teologii nazywa się to kenoza (wtedy o tym nie wiedziałem). Przez rok żyłem w emocjonalnym i intelektualnym zawieszeniu – nie używałem swojej woli. Zrezygnowałem z wszelkiej aktywności, pozostawiając tylko sferę obowiązków i podtrzymania życia. Zawiesiłem wszelkie przekonania, uprzedzenia, stereotypy, automatyzmy emocjonalne, większość reakcji nawykowych, ukształtowane sposoby myślenia, wykopałem telewizor. Przez ten rok przeżyłem głęboką samotność, nikogo nie odwiedzałem, do nikogo nie dzwoniłem w sprawach własnych – mówiąc krótko byłem samotnym wędrowcem po pustyni. Gdy minął ten czas, około roku, głęboko uświadomiłem sobie, że znam pustynię, że jestem pustelnikiem. I wtedy tak się nazwałem. Chyba w kwietniu 2016 na swoim profilu fejsbukowym dopisałem do nazwiska – pustelnik.


Później starałem się o pustelnictwo konsekrowane, chciałem napisać regułę życia indywidualnego , a następnie oddać ten „glejt” biskupowi z prośbą o rozpoczęcie okresu próby. Zasięgałem rady i konsultacji u kamedułów i misjonarzy Świętej Rodziny. Jednak Duch Święty pokazywał dla mnie inne ścieżki i z tego zamiaru zrezygnowałem. A niedługo później zaczęło się życie bez pieniędzy, ale to już zupełnie nowa opowieść o tym, skąd to się wzięło.


No dobrze, rachunki mamy wyjaśnione, nawet koszty posiadania auta. A co z żywnością, środkami czystości, zakupami w sklepach?


Czasem jestem w sklepie z kimś, wówczas po orientacyjnym uzgodnieniu kwoty, ja wkładam do koszyka, a ta osoba płaci. Oprócz tego, czasem znajomi zapraszają mnie do siebie, bo lubią ze mną rozmawiać na różne tematy i cenią moje rozeznanie dla różnych sytuacji, a później mi coś „wcisną”, abym ze sobą zabrał do domu.


Scenariuszy jest więcej. Przez ponad rok (2016/2017) mieszkał ktoś ze mną, miał niewiele, ale wystarczało na wszystko, otrzymywał też pomoc żywnościową i wystarczało dla nas obu. Obecnie, drugi już miesiąc leci jak mieszka ze mną ktoś inny – Irek, 57 lat, wcześniej był bezdomnym i „beznadziejnym” alkoholikiem, wziąłem go z ulicy do siebie w stanie zatrważającym. Wtedy nie wiedziałem czy ma z czego się utrzymać, ale okazało się, że ma co miesiąc kilkaset złoty. Przestał pić, odżył, pieniądze wydatkuje teraz konstruktywnie, opieka społeczna zapewniła mu też obiady. Oczywiście on sam decyduje o swoich pieniądzach, ale ja na tym także korzystam. Wspomniałem o nim, bo ten wątek był upubliczniony - „Przegląd Koniński” pisał o tej sytuacji, gdy przy budynku komendy policji czołgał się przez pasy. Zobaczył go Michał, mój przyjaciel, nawiasem mówiąc radny Konina i kandydat na prezydenta miasta, przeniósł go z tej ulicy na rękach i zadzwonił do mnie, że trzeba się zająć człowiekiem. Mi dwa razy tego nie mów – to jest elementarna Ewangelia. A Irek, ten mój współlokator jest spoko gość.


Na początku mojego życia bez pieniędzy próbowałem uprawiać warzywa, ale to też wiązało się z kosztami, więc zarzuciłem. Ale mam ze 30 drzew owocowych własnych (jabłka, czereśnie, wiśnie, brzoskwinie, śliwki, orzechy), więc latem się nasycę owocami, a na zimę robię słoiki. Mam też stadko owiec. Na rozpoczęcie „No money life” dostałem od kolegi z Gniezna parkę, teraz jest ich kilka. To taki mój folklor, bo pożytku konsumpcyjnego na razie z nich nie mam, bo i takiej potrzeby nie ma.


Co się dokładnie wydarzyło, że postanowiłeś tak żyć?


W wielkim skrócie - o mojej decyzji przesądził głos Boży i wewnętrzna gotowość do pójścia za tym. Była to odpowiedź Boga na pewną moją modlitwę, oczywiście nie spodziewałem się takiej propozycji od Ojca. Łatwo rozpoznałem „melodię w duszy”, ale ze 4-5 dni jeszcze się mocowałem z tym, w tym czasie pozałatwiałem jeszcze różne ostatnie sprawy finansowe, notarialne, itd., itp. I po tych 4-5 dniach się zaczęło. Właściwie to podjąłem decyzję, ze zacznę 20 czerwca (2016), ale splot różnych okoliczności przyśpieszył i zaczęło się 17-tego. Przypomnę jednak, że zanim zacząłem żyć bez pieniędzy, zawalił mi się wcześniejszy świat, który z mozołem budowałem przez całe dorosłe życie. Rozpadło się moje małżeństwo (tylko cywilne), widocznie za długo byłem tym piosenkowym starym modelem. Wpadłem w problemy zawodowe, w dużym stopniu bez winy własnej, przeżyłem też głęboki, choć stosunkowo krótki kryzys, coś w rodzaju dna rozpaczy i rozczarowania sobą i swoim życiem, było też wspomniane już oczyszczenie woli, chodzi o ten rok pustyni wewnętrznej. A więc zalążki widać już wiele lat wcześniej. To nie przypadek, że na mnie trafiło to Boże wezwanie, a zarazem wyzwanie.


Co na to Twoi bliscy?

Kogo dokładnie masz na myśli ?


Wyczytałam na Twojej stronie autorskiej, że masz dwoje dzieci. Dwie, co prawda byłe już, ale żony, z których te dzieci się narodziły. Czy twoja pozostała rodzina mieszka w Koninie? Utrzymujecie kontakty?


Znowu mam problem – jak o rodzinie opowiedzieć w kilku zdaniach. Mam rodziców mieszkających w Koninie, brata i jego rodzinę w Knurowie, dwoje swoich dzieci z dwóch małżeństw. Pierwsze małżeństwo rozpadło się błyskawicznie, po roku, byliśmy młodzi, pogubieni, z poważnymi problemami, więc jak dwoje dzieci się pobiera, to i szybko się wynoszą z tej piaskownicy. Kościół stwierdził nieważność tego małżeństwa. Córka, prawie 23 lata, jest już samodzielna, mieszka, pracuje, studiuje w Poznaniu. Drugie małżeństwo – obiecałem byłej żonie, że nie będę o niej publicznie się wypowiadał, więc pomilczę w tym miejscu. Z tego związku, tylko cywilnego, mam syna, ma 10,5 roku, też wyjechał wraz z mamą z Konina i mieszkają z kimś innym. Z racji wieku syna, musimy uwzględnić temat mojej odpowiedzialności wychowawczej i finansowej za syna, jednak ten temat jest zbyt prywatny i wciąż trudny, więc z konieczności pominę, aby nie robić tu igrzysk. Nadmienię lekko tylko, że to będzie jeszcze przedmiotem decyzji sądu, aby ustalić na jak długo zapewniłem środki finansowe synowi zanim odrzuciłem pieniądze. Ale na tym koniec, bo nie chcę sprawiać przykrości byłej żonie moją wypowiedzią, zwłaszcza że zasadniczo się tu różnimy. W każdym razie moja odpowiedzialność ojcowska i finansowa za dzieci była jednym z ważnych zagadnień podczas weryfikowania – czy mogę wchodzić w życie bez pieniędzy i czy nie jest to jakaś forma ucieczki od odpowiedzialności. W kierownictwie duchowym, a od samego początku mam bardzo mądrych i doświadczonych opiekunów, nie udzielono by mi zgody na taki format życia, gdyby dostrzegli u mnie zaburzenie wewnętrznych motywów lub sprzeczność teologiczną.


Czyli są osoby, które czują się przez Ciebie pokrzywdzone. Czy w chrześcijaństwie to właśnie nie akt pojednania i przebaczenia jest priorytetem dla rozwoju duchowego? Tymczasem pozostajesz w konflikcie z ważnym dla Ciebie osobami.


Z nikim nie pozostaję w konflikcie. Mam tutaj naprawdę czystość w duchu. Są natomiast dwie osoby, która uważają, że zostały przeze mnie skrzywdzone. Na tym zamykam ten wątek, aby innych osób nie dotykać. Nie chodzi o mnie, ja mogę o sobie prawie wszystko pokazać, nie mam tematów tabu, ani lękliwie strzeżonych tajemnic, ale też mam całkiem sporo życiowej mądrości – co, komu, i w jakim celu mówić. Mam nadzieję, i modlę się o to, by te osoby zobaczyły kiedyś więcej niż widzą teraz.


Jak wygląda Twój dzień?


Bardzo różnie. Zwykle wstaję ok. 8-9 rano, a chodzę spać około północy. Stałym elementem każdego dnia jest modlitwa, i ta formułkowa i ta subtelna, w duchu. Codziennie odmawiam Jutrznię, Koronkę do Bożego Miłosierdzia, różaniec i Nieszpory, co zajmuje ok. 1,5 godziny łącznie. Są dni, które spędzam w pustelni oraz takie, gdy praktycznie cały dzień jestem poza. Są dni, gdy od rana do wieczora odpoczywam oraz takie, gdy kilka spraw mam ustawionych jedna po drugiej.


Snujesz plany na przyszłość? Masz dopiero 45 lat. Jesteś w sile wieku. Niektórzy Twoi rówieśnicy zaczynają wtedy życie od nowa. Nowe żony, dzieci, biznesy. Sporo takich w Warszawie (śmiech).


Prowadziłem kilka ciekawych i nowatorskich biznesów, mógłbym coś kolejnego szybko wymyślić, ale to już nie dla mnie. W czym miałem się sprawdzić, sprawdziłem. Nie mam już ani motywacji ani parcia, ani ambicji wizerunkowych, a raczej mam dystans i pustkę, gdy myślę o dawnych sposobach życia w społeczeństwie. To już minęło, przetrawiłem, nie wracam.


Natomiast życie od nowa, o które zapytujesz, to prowadzę znaczniej głębiej niż dawniej. Moje nowe życie jest piękne, ale spora jego przestrzeń ukryta jest w duchu, a tego nie widać. Tylko ten może zrozumieć, kto ma doświadczenia komunikacji z Duchem Świętym, który żyje obdarowany przyjętą miłością, pokojem i radością Jezusa.

Od 2 do 10000 znaków